wtorek, 9 listopada 2010

Dlaczego wczoraj wyszłam z domu?

Ulica, którą często chodzę, przy jednym z banków w moim mieście.
Zmierzchało i siąpił deszcz. Na chodniku leżał pies.
Na pysku miał kaganiec, na karku obrożę i przypiętą do niej smycz.
Dziewczyna ze stetoskopem kucała przy nim.

Czarny wilczur wyglądał jakby spał, ale jego oczy były otwarte.
Z pyska zsączyła się ciemna plama krwi.

Przystanęłam i nie mogłam odejść. Przeszył mnie ból i zaskoczenie.
Nic już nie można było zrobić.

To była niespodziewana i nagła śmierć, ale nie nastąpiła błyskawicznie.
Porażenie prądem... 
Elektryczna żmija użądliła i zniknęła w jednej ze studzienek.
Pospolita, miejska, chodnikowa śmierć mogła dopaść każdego.