Ulica, którą często chodzę, przy jednym z banków w moim mieście.
Zmierzchało i siąpił deszcz. Na chodniku leżał pies.
Na pysku miał kaganiec, na karku obrożę i przypiętą do niej smycz.
Dziewczyna ze stetoskopem kucała przy nim.
Zmierzchało i siąpił deszcz. Na chodniku leżał pies.
Na pysku miał kaganiec, na karku obrożę i przypiętą do niej smycz.
Dziewczyna ze stetoskopem kucała przy nim.
Czarny wilczur wyglądał jakby spał, ale jego oczy były otwarte.
Z pyska zsączyła się ciemna plama krwi.
Z pyska zsączyła się ciemna plama krwi.
Przystanęłam i nie mogłam odejść. Przeszył mnie ból i zaskoczenie.
Nic już nie można było zrobić.
Nic już nie można było zrobić.
To była niespodziewana i nagła śmierć, ale nie nastąpiła błyskawicznie.
Porażenie prądem...
Elektryczna żmija użądliła i zniknęła w jednej ze studzienek.
Pospolita, miejska, chodnikowa śmierć mogła dopaść każdego.