Ulica, którą często chodzę, przy jednym z banków w moim mieście.
Zmierzchało i siąpił deszcz. Na chodniku leżał pies.
Na pysku miał kaganiec, na karku obrożę i przypiętą do niej smycz.
Dziewczyna ze stetoskopem kucała przy nim.
Zmierzchało i siąpił deszcz. Na chodniku leżał pies.
Na pysku miał kaganiec, na karku obrożę i przypiętą do niej smycz.
Dziewczyna ze stetoskopem kucała przy nim.
Czarny wilczur wyglądał jakby spał, ale jego oczy były otwarte.
Z pyska zsączyła się ciemna plama krwi.
Z pyska zsączyła się ciemna plama krwi.
Przystanęłam i nie mogłam odejść. Przeszył mnie ból i zaskoczenie.
Nic już nie można było zrobić.
Nic już nie można było zrobić.
To była niespodziewana i nagła śmierć, ale nie nastąpiła błyskawicznie.
Porażenie prądem...
Elektryczna żmija użądliła i zniknęła w jednej ze studzienek.
Pospolita, miejska, chodnikowa śmierć mogła dopaść każdego.
I jak lektura Hesse? Podobało się?
OdpowiedzUsuńWitam gorąco! :)
OdpowiedzUsuńPan Hesse jest niezwykłym człowiekiem! Od razu Go polubiłam. Nie napiszę o Nim w kilku słowach, bo zasłużył na kilka zdań. Niestety nie zdobyłam jeszcze "Wilka stepowego" - jest wciąż w "czytaniu".:(
Najdziwniejsze jest to, że ostatnio wiele spraw zaczęło koncentrować się wokół twórczości Pana Hesse. Martwy pies (wilczur), na którego natknęłam się w drodze do banku - wciąż mam go przed oczami, wciąż czuję jego strach i ból. Porażenie prądem to nie humanitarna - jak początkowo myślano o krześle elektrycznym - lecz straszna śmierć. Temat mojego zlecenia również mnie zastanowił... Nie... To nie omen. Po prostu dużo myślę o Panu Hesse.
Po intymnych rozmowach - przy gorącej herbatce - z Panem Hesse opowiem o swoich wrażeniach i podzielę się swoimi przemyśleniami. :)
Przesyłam mikołajkowe pozdrowienia...
J.