niedziela, 24 czerwca 2012

Pożegnania.

Pamięci H.G.

Moja nauczycielka...

Pamiętam jedną z lekcji, gdy recytowała nam Miłosza. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech, kiedy otworzyła książkę i zaczęła wolno czytać. W klasie zapanowała cisza, w której słyszeliśmy tylko bicia własnych serc. Jej głos był spokojny, ale my byliśmy bladzi z przerażenia. Patrzyliśmy po sobie wstrząśnięci i zawstydzeni. Wypowiadane przez Nią słowa przeszywały powietrze niczym smagnięcia bicza. To o nas mówił Miłosz w wierszu „Który skrzywdziłeś...” Byłam tylko dzieckiem, ale tamta lekcja zapadła mi głęboko w pamięć. To była moja pierwsza lekcja etyki i człowieczeństwa.

Przeglądając nasze szkolne wypracowania pochylała się nad każdą naszą myślą i mówiła, że jest cenna, że warto dzielić się z innymi swoimi przemyśleniami, że warto być szczerym i uczciwym. Każdy uczeń był dla Niej tak samo ważny. Usiłowała zaszczepić nam miłość do ojczystego języka i szacunek do innych – również tych, którymi gardziliśmy, uważając się za lepszych. To nie były tylko lekcje polskiego, lecz lekcje życia.

Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy mówiła, że czuje się gorzej i jest słaba. Obiecałam, że Ją odwiedzę. Nie zdążyłam. Śmierć mnie uprzedziła, była szybsza. Po wczorajszym telefonie przepłakałam całe popołudnie. Przypomniała mi się tamta lekcja i tamten wiersz. Powinnam była rzucić wszystko i do Niej pojechać. Tego nas przecież uczyła, abyśmy zawsze byli dla siebie ludzcy i zawsze byli ludźmi. Ja jednak o tym zapomniałam i kazałam Jej czekać...

Jest mi tak przykro, że Ją zawiodłam, że nie przyjechałam do szpitala, że zbyt długo zwlekałam, że zasłaniałam się obowiązkami. Czy Pani Profesor mi wybaczy? Czy ja sobie wybaczę? Jak pisać o cudzej śmierci, gdy słowa tak bardzo bolą? Zwłaszcza te, których się nie dotrzymało. A przecież myśl, słowo i czyn to jedno. Tego też nas zawsze uczyła, dając świadectwo swoim skromnym życiem. Nie dorobiła się nawet tytułu profesora. Wszystko poświęciła swoim uczniom. Dla Niej byli ważniejsi od kariery.

Wciąż mam Ją przed oczami, gdy stoi przed nami ze skupioną twarzą i recytuje Miłosza. I taką Ją zapamiętam. Mówiono o Niej ironicznie Siłaczka, bo była jak wyjęta z kart Żeromskiego. Jej całym światem była literatura. Nie była nikim ważnym i przeszła przez życie niezauważona, ale odmieniła moje życie. Nauczyła mnie szanować słowo i drugiego człowieka. Miałam później jeszcze wielu polonistów, ale nigdy nie spotkałam kogoś takiego jak Ona. Trzeba być naprawdę Siłaczką, aby kochać wszystkich - także tych, którzy nas skrzywdzili. Ona to potrafiła.



***

Nie, nie, nie, nie uciekaj.
Nie zapadaj się w milczenie
jak kamień w wodę.
Nie znikaj bez śladu jak zmarli,
za którymi wysyłamy listy gończe naszych serc.

Nie można porzucać niechcianych przyjaźni
jak starego psa pozostawianego przy drodze.
Porzucona przyjaźń zawsze powróci
zapytaniem o zdrowie i życzeniem szczęścia.
Dokądkolwiek pójdziesz
wszędzie odnajdą Cię zasmucone słowa.
Będą biec za Tobą cieniem wspomnień.

Dlatego nie uciekaj i nie zapadaj się w milczenie
jak kamień w wodę.
Dokądkolwiek pójdziesz podążą za Tobą cudze myśli.
Porzucona przyjaźń zawsze powraca czyjąś troską,
przystaje pod oknem i stuka o szyby kroplami łez.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz