Mija już 47 dzień mojego blogowania. Podczas tego dobrowolnego zesłania miałam ćwiczyć się w rozmyślaniach o sztuce i trenować pióro. Takie rzeczy podobno najlepiej robi się w samotności, z dala od ludzi.
Nikt nie wiedzial o moim istnieniu, aż do dnia, kiedy wybrałam się na spacer po okolicznych blogach i zaczęłam beztrosko blogować na obcym terenie. W ślad za mną przybyli na Moją Wyspę Obcy. Zadeptali plażę, pozostawili kilka wpisów i zniknęli. W międzyczasie zostałam zaproszona na wirtualny wernisaż, który okazał się być happeningiem nie do końca kontrolowanym...
Mija już 47 dzień mojego blogowania. W zatrważającym tempie przybywa słów i tylko jedna myśl nie daje mi spokoju. Czy mój strumień myśli byłby równie niekontrolowany i beztroski, gdybym zdjęła szatę Blaggiera i pisała jako ja? Pewne wydarzenia, których byłam uczestnikiem, zmusiły mnie do zastanowienia się nad naturą słów, ich nieprzystawalnością do rzeczywistości. Czy komunikacja ma jeszcze miejsce tam, gdzie każdy z rozmówców, chociaż posługuje się tym samym językiem i używa tych samych słów, ma co innego na myśli? Wszak communicare to "dzielić się", "przekazywać".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz